Текст статьи
Казалось, она, польская певица, известна и близка всем. Но мало кто знает, что всю свою жизнь она вынуждена была тщательно скрывать своё происхождение. Так было нужно. Иначе не было бы у мира Анны Герман…
По-прежнему ярко «светит незнакомая звезда», но лишь после ухода её из притяженья Земли «компас надежды земной» привёл её к родным истокам, истокам её нежности, чистоты и так надолго поруганной правды.
Настоящая книга, написанная дядей Анны Герман и изданная в Германии в 2003 году, вносит полную ясность в происхождение певицы, почитаемой и любимой миллионами даже в XXI веке. Она является и первой публикацией в России о долго скрывавшемся действительном происхождении Анны-Виктории Герман, о трагической судьбе её отца, других её родственников и всего её народа — российских немцев.
Книга была использована (без соответствующего разрешения автора и его представителя-правообладателя в России — редакции журнала «СЕНАТОР») при создании известного телесериала «Анна Герман» по заказу пресловутого Первого канала (читай: государственного!) телевидения; о том, как недобросовестно, с искажением многих фактов жизни и творческого пути великой певицы, это было сделано, вы можете судить, ознакомившись лично с первоисточником. Напоминаем, что любое использование материала книги, полностью или частично, без разрешения правообладателя и редакции журнала «Сенатор» и ссылки на эту публикацию запрещается.
NA POCZĄTKU BYŁ GŁOS
Z klasowym dziennikiem pod pachą, z podręcznikiem języka angielskiego i planem lekcji na 11 września 1973 roku, szedłem na zajęcia lekcyjne do Technikum Przemysłowego w Karagandzie. Z głośnika na korytarzu cicho płynęła jakaś melodia. Brzmiący głos żeński, a on nagle wydał mi się znajomy, chociaż śpiewanej akurat pieśni nie znałem. Stałem zahipnotyzowany — tak śpiewały moje starsze siostry Berta i Olga — ten sam ton, ta sama miękka serdeczna intymność.
Inni nauczyciele już rozeszli się po gabinetach, a ja stałem i słuchałem. Śpiew ustał i spiker ogłosił: «Przed wami występowała polska śpiewaczka Anna German, która obecnie znajduje się na występach gościnnych w Moskwie».
Mózg przebiła myśl — Toż to córka Eugena!
Ale dlaczego «polska śpiewaczka»?
Na krótko po tym otrzymałem list od mojego starszego brat, Willego z Republiki Federalnej Niemiec, gdzie on wtedy mieszkał. Willy zawiadamiał: «Niedawno do mnie pisała Berta i znowu wspomniała estradową śpiewaczkę Annę German. Może kiedyś udało by się trafić na ślad naszego zaginionego brata? I dlaczego by Anna German nie mogła jakoś przyjechać z występami gościnnymi i do naszego kraju?»
Nasz brat Eugen (Ojgien), urodzony w 1909 roku w Łodzi, pracował przed wojną jako księgowy w jakiejś fabryce-kuchni w Donbasie i w końcu 1934 roku bez śladu zniknął. Wśród członków rodziny kursowały różne wieści o nim, ktoś nawet twierdził, jakoby był on później dyrygentem w teatrze operowym w Warszawie. Jednakże to było jawną fantazją: mimo swojej wyjątkowej muzykalności i pięknego głosu barytonowego, dyrygentem orkiestry symfonicznej nie mógł być w żaden sposób — nie miał odpowiedniego wykształcenia; a w końcu lat dwudziestych był tylko zastępcą kierownika chóru w domu modlitewnym, gdzie nauki głosił jego ojciec.
O Annie German napisano góry książek, wydano mnóstwo badań, artykułów w gazetach, wywiadów i tak po prostu pełnych zachwytów komentarzy. Za najprawdziwszą z wszystkich opublikowanych prac uważam jej własną książkę pt. «Wróć w Sorrento?», obejmującą jej życie i twórczość aż do fatalnej katastrofy w dniu 27 sierpnia 1967 roku. Ale i w tej książce Anna, jak zawsze, przemilcza bardzo ważny fakt, który mógł jej wtedy zaszkodzić. Koncerty, próby i znowu koncerty i występy gościnne — ona, jak gdyby sama siebie podpędza i to tak, żeby nie zostawało jej czasu na rozmyślania.
Książka Aleksandra Żygariewa «Anna German» — to najpełniejsze źródło informacji o śpiewaczce ze wszystkich dotychczas mi znanych. W każdym wierszu tej pracy wyczuwa się szczerą miłość autora do śpiewaczki i do jej sztuki. Autor dysponuje olbrzymim materiałem źródłowym i jest w stanie szczegółowo oświetlić każdą sytuację w jej życiu. I on nie tak zwyczajnie i po prostu opisuje Annę German, ale też zachwyca się swoją bohaterką.
Ale w dążeniu do bycia przekonującym autor nierzadko posuwa się za daleko, bowiem w sytuacjach, do których opisania uzyskanie jakiegokolwiek świadka jest niemożliwe, on sam staje się przy tym jakby obecnym i powiadamia nas o tym, co wtedy się mówiło się i co myślano o aktualnych wydarzenia. To przyjęto uważać w dziennikarskim środowisku za «pomyłkę». Znajdują się i twierdzenia całkowicie nie odpowiadające prawdzie, szczególnie tyczące ojca śpiewaczki i jego pochodzenia.
Osobowość Aleksandra Żygariewa — dziennikarza, poety, kompozytora, pisarza i znawcy języka polskiego, wcześnie zeszłego z życia, jest dla mnie nadzwyczaj sympatyczna. I tu chcę tylko wyjaśnić te miejsca w jego książce, które (teraz to można wreszcie powiedzieć!), nie odpowiadają prawdzie. Oto jedno z takich miejsc: «Annę German często pytali: «Skąd tak dobrze znacie język rosyjski? Mówicie prawie bez akcentu a śpiewacie nawet bardziej «po rosyjsku», niż inni z naszych współcześnie śpiewających rodaków».
Zazwyczaj Anna German odpowiadała żartem. Ale czasem oczy jej robiły się marzycielsko-smutne, i odpowiadała konkretniej: «A jak mogło być inaczej? Urodziłam się w Związku Radzieckim, tam przeszło przecież moje dzieciństwo. Moim językiem ojczystym jest język rosyjski».
Jakim sposobem dalecy przodkowie Anny German, przesiedleńcy z Holandii, w środkowych latach XVII wieku (!) znaleźli się w Rosji?.. (to i dalsze ich dzieje opisane są przeze mnie — A. G.)
«Prapradziad Anny z linii jej ojca, czterdzieści lat przeżył w chutorze, na południu Ukrainy, udał się w niebywale daleką drogę, do Środkowej Azji, gdzie i zamieszkał na zawsze. Tam, w małym mieście Urgencz, zapoznał, a po kilku miesiącach pobrał się, księgowy tamtejszego młyna, Eugeniusz German, z nauczycielką szkoły podstawowej, Irmą Siemens». (A. Żygariew, «Anna German», str. 7).
Przez długie lata pochodzenie Anny German było albo w ogóle przemilczane, albo (specjalnie lub bezwolnie) fałszowane, jak i to jest w przytoczonym fragmencie. Żygariew pisał swoją książkę w warunkach surowej cenzury i mógł tylko zrobić niewielkie aluzje, cośkolwiek «poprawić», chociaż sam, być może, i myślał i czuł inaczej. Jednak książka jego żyje ze wszystkimi swoimi małymi i dużymi nieprawdami, które dzisiaj wymagają uściślenia albo zaprzeczenia
W czasie jawności («głasność») w różnych wywiadach Irmy Martens, matki Anny, zaczął wreszcie być wspominany ojciec Anny — Eugen (Ojgien) Hormann, w rosyjskiej transkrypcji Jewgienij Gierman. To nazwisko utrwaliło się jako nazwisko Anny w polskiej transkrypcji, gdzie litera «H», co prawda występuje, ale litera «o» tu jest nieobecna. Tej formy nazwiska Anny będę trzymać się później i ja, gdyż ta forma stała się znana milionom wielbicieli. Oprócz tego, nasze nazwisko po rosyjsku zawsze pisało się: Gierman.
Dzisiaj, co nieco gorzko i dziwne brzmi, należy być szczerze wdzięcznym Annie i jej matce za to, że w najcięższe powojenne lata potrafiły ukryć swoje niemieckie pochodzenie. Inaczej nikt i nigdy nie usłyszałby i nie poznał tak znakomitej pieśniarki — ani w Związku Radzieckim, ani w Polsce. Ale zapewne nie można uważać za normalne, że pochodzenie Anny German dotychczas ukryte jest przed jej wielbicielami. Te zakryte strony jej życia chcę właśnie ujawnić.
Jeszcze w grudniu 1989 roku Irma Martens pisała do mnie:
«Jeżeli teraz piszesz swoje pamiętniki, to nie popełń błędu, który byłby już nie do naprawienia, a który bardzo zaszkodziłby mi i Annie. Czas u nas jest bardzo krytyczny i wszystkiego ci nie mogę napisać — przecież ja tu żyję. O mnie i Annie tylko co nieco piszą. Niemcy kiedyś napisali, że Anna — to urodzona Uzbeczka».
Prawie przez trzydzieści lat, które minęły od tej chwili, gdy po raz pierwszy usłyszałem śpiew Anny, zwlekałem z przystępowaniem do tego tematu, jednak mój czas upływa, a po mnie tego już nikt nie zrobi. Żeby rozwiać mgłę, otaczająca sprawę pochodzenia Anny, wypadnie mi wykorzystać i pewne fragmenty z mojej książki pt. «A ojczyzna przywoływała z dali», opublikowanej w języku niemieckim w 1999 roku w RFN.
WITAJ, JESTEM TWOIM WUJKIEM
…Przyszedłszy do domu po tej lekcji z 11 września napisałem list w firmy «Moskoncert» z prośbą o poinformowanie mnie o biografii Anny German. Nie ukrywałem, że dysponuję przekonującymi dowodami, z których wynika, że śpiewaczka mogłaby być moją bliską krewną. Odpowiedzi nie otrzymałem. Później Anna śpiewała w Leningradzie, więc napisałem i tam list z taką samą prośbą i otrzymałem odpowiedź: «O artystach wiadomości nie podajemy».
W tym czasie wyjechałem z Karagandy i przeniosłem się do Celinogradu, gdzie podjąłem pracę w redakcji niemieckojęzycznej gazety «Freundschaft». Rodzina czasowo pozostała w Karagandzie oczekując aż ja dostanę mieszkanie w Celinogradzie. W redakcji już pracowała moja siostra Luiza German.
W tym czasie, tj. w 1974 roku, już było wystarczająco dużo płyt gramofonowych z krótkimi danymi na kopertach o śpiewaczce. Szukaliśmy na tych płytach tylko jednego słowa: imienia jej ojca. Jeżeli by wymienili go jako Ojgien lub Jewgienij, byłoby to jasne, że Anna jest jego córką i że on, być może, jest nawet wśród żywych. Ale tego imienia nie znaleźliśmy nigdzie …
W myślach dawno już pochowaliśmy Eugena. Przecież i nasz ojciec i macocha i brat Rudolf zostali rozstrzelani albo zginęli w łagrach. A i Luiza i ja przeszliśmy także przez stalinowskie łagry i tylko cudem zostaliśmy przy życiu. Z braci tylko Willemu udało się uratować, bowiem z narażeniem życia przekroczył polską granicę i przedostał się do Niemiec. Czy mogło się zdarzyć, że i Eugen (Ojgien) jakimś sposobem dotarł do Warszawy? Ale dlaczego nie do Niemiec, do Willego? Pytania, pytania …
A Anna stale pojawia się, to w radiu, to na ekranie telewizyjnym, w «Niebieskim płomyku» na nowy rok. I jej sylwetka, jej głos stają się coraz bardziej znajome i rodzime. Tym nie mniej, wszystko pozostaje zagadką.
Nagle do Celinogradu lotem błyskawicy dochodzi wieść: przyjeżdża Anna German!..
Przy kasach Pałacu Pionierów, którego widownia liczyła około 2500 miejsc, ustawiły się olbrzymie kolejki chętnych do wysłuchania jej piosenek. Ludzie przyjeżdżali z oddalonych rejonów zamieszkania, próbując dostać bilety na jej występ. W ciągu krótkiego czasu wszystkie bilety na dwa koncerty zostały wyprzedane, ale przy kasach pomimo stali ludzie i czekali na cud.
Ten cud dokonał się. Kiedy Anna German przybyła do miasta, że swoim koncertowym zespołem, dyrekcja Pałacu namówiła ją do dwóch dodatkowych porannych koncertów. I mnie się udało dostać na jeden z nich.
— Trudno mi było dawać po dwa koncerty jednego dnia, ale byłam szczęśliwa, że moje pieśni tak są potrzebne ludziom — powiedziała Anna później.
Słowami nie da opisać śpiewu Anny — trzeba słyszeć jej głos, jego unikatowy tembr. Nie tylko śpiewała w dobrym języku rosyjskim, ale i mówiła bez żadnego obcego akcentu. I w jej sposobie mówienia, w jej żartach, znowu dawało się wyczuć coś nieuchwytnego, jeżeli i to nie odnosiło się do naszej rodziny, to jednak było w tym coś nam bliskiego, coś niemieckiego.
Po koncercie mnie do niej nie dopuścili — była zmęczona i czekał ją jeszcze koncert wieczorowy. Tak więc moje pytania zostały bez odpowiedzi.
Kiedy opowiedziałem w domu siostrze o swoim niepowodzeniu Luiza rzekła:
— Jaki to z ciebie dziennikarz, jeśli nie potrafisz przedostać się do niej? Mieliśmy unikatową możliwość dowiedzieć się czegoś o niej i o jej ojcu. Kiedy ona odjedzie, wszystko zostanie jak dawniej: polska śpiewaczka — i koniec. No, ruszaj i dostań się do niej!
Następnego dnia włożyłem do kieszeni swój dokument dziennikarski i udałem się do najbardziej prestiżowego w mieście hotelu — «Iszim», w którym właśnie zatrzymała się śpiewaczka. Odszukałem piętro i korytarz hotelowy, gdzie znajdował się jej pokój, ale na korytarzu, jak wtedy we wszystkich radzieckich hotelach, była jeszcze i tzw. korytarzowa, to jest dyżurna na piętrze, która jak Cerber dozorowała porządku i panowała nad zachowaniem mieszkańców jej rewiru.
Żeby dostać się do Anny, trzeba było przede wszystkim pokonać tę barierę: przecież korytarzowa była wszechwładną gospodynią i władczynią. Kiedy spytałem ją, czy mogę, czy dostać się do Anny German, to ona z grubsza odpowiedziała:
— Tu kręci się wielu waszych kolegów, a ona nikogo nie przyjmuje. A tak w ogóle, to ona teraz siedzi w wannie i kąpie się. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, to ona tam jeszcze długo będzie. Poczekajcie, to może uda się wam z nią porozmawiać.
W pełni można było założyć, że Anna rzeczywiście poprosiła korytarzową, by ta nikogo do niej nie wpuszczała. Po prostu chciała odpocząć. Przecież każdy koncert oznaczał dla niej pełne poświęcenie się widowni.
— Popatrzcie uważnie na moje zaświadczenie dziennikarskie — nie dawałem za wygraną.
W zaświadczeniu tym na jednej stronie widniało moje nazwisko pisane w transkrypcji niemieckiej A. Hormann, na drugiej stronie — po rosyjsku: A. German.
Korytarzowa wzięła zaświadczenie, w którym figurowało, że ja jestem korespondentem republikańskiej gazety «Freundschaft» i pytająco zaczęła spoglądać na mnie, to na nazwisko z zaświadczenia i spytała podejrzliwie:
— I co wy tym chcecie powiedzieć?
— A to o czym wy myślicie.
W tej chwili starsza kobieta z ekipy Anny podeszła do drzwi śpiewaczki i zastukała w drzwi, najwyraźniej w sposób z góry ustalony. Stukanie to składało się z dwukrotnie powtórzonej trioli z późniejszą długą nutą — jak początkowe dźwięki «Bohaterskiej symfonii» Beethovena. Korytarzowa podbiegła i podeszła do niemłodej Polki i szepnęła jej coś na ucho. Kobieta weszła do pokoju Anny i wkrótce wyszła znowu i po rosyjsku powiedziała: «Teraz».
Moje serce burzliwie załopotało i kiedy drzwi otworzyły się, zapomniałem o wszystkich słowach, które przygotowałem. Przede mną stała Anna, prawie o głowę wyższa ode mnie (jak jej ojciec — Ojgien, i jak Rudolf!) i z uśmiechem patrzała na mnie...
O czym mówiliśmy z początku, nie pamiętam. Prawdopodobnie o jej koncercie, o mieście, o Pałacu Pionierów i o doskonałej akustyce w sali widowiskowej, o hotelu. I nagle, tak ze zwykłą «życiową» intonacją, poskarżyła się, że nie może wyspać się, ponieważ łóżko w hotelu jest za krótkie dla jej wzrostu 184 cm.
— Zazwyczaj dla mnie ustawiają dwa łóżka obok siebie, tak żeby mogłam położyć się do przekątnej tych łóżek. Tu tego nie zrobili, a ja zapomniałam poprosić ich o to.
I tu przypomniałem sobie brata Rudolfa, który gościł u mnie w studenckim internacie i nocą na moje pytanie, dlaczego on chodzi tam i z powrotem po pokoju (w dzieciństwie, spaliśmy w jednym łóżku), odpowiedział:
— Nie martw się, ja nieco odpocznę i potem znowu położę się.
Po tej pospolitej uwadze Anny nabrałem otuchy i zadałem pytanie, które mnie nurtowało:
— Proszę powiedzieć mi, jak ja mam was nazywać po imieniu ojca? To jest jakie imię miał wasz ojciec?
I Anna, jak to wyczułem, ukrywając pewne zmieszanie, powiedziała:
— Jewgieniewna, Jewgienij …
Jakżeż długo szukaliśmy takiej odpowiedzi i jak długo czekaliśmy na nią! Moje ręce drżały i nie mogłem sięgnąć do kieszeni na piersi. Kiedy opanowałem drżenie rąk wyjąłem z kieszeni rodzinną fotografię, na której Ojgien, do tej pory domniemywany ojciec Anny, siedzi po prawej stronie naszego ojca i zadałem drugi pytanie:
— Czy na tym zdjęciu jest ktoś wam znany?
I ona, jak spłoszony ptak, nie namyślając się, zaczęła w języku niemieckim:
— Wo ist er? Wir haben so ein Bild zu Hause. (Gdzie on jest? Mamy w domu taką samą fotografię).
W chwilach duchowych wstrząsów człowiek nieświadomie powraca do swojej właściwej istoty nie zastanawiając się nad możliwymi następstwami. I w mgnieniu oka wszystko stało się jasne. Swoje impulsywne pytanie zadała już w rodzimym dla niej języku, którego znajomość ona sama i jej matka tak starannie ukrywały i podawały za wyuczony obcy język, tak jak jej włoski albo angielski. Kiedy Anna występowała gościnnie w Wiedniu, to na pytania dziennikarza przeprowadzającemu wywiad odpowiadała w języku polskim i porozumiewała się z nim przy pomocy tłumacza, chociaż mogła z nim rozmawiać po niemiecku. Teraz jakby zrzuciła maskę i nasza dalsza rozmowa przebiegała w naszym rodzimym języku niemieckim.
— Ja nie wiem, chciałem się tego dowiedzieć od was.... od ciebie... — powiedziałem. «Od ciebie...» Boże mój, kto mógłby wcześniej o takim zwrocie pomyśleć?!
Uściski, łzy …
— Nic o nim nie wiemy — powiedziała Anna — aresztowali go w 1937, kiedy ja miałam półtora roku. I od tej pory nic o nim już nie słyszałyśmy. Byłam jeszcze całkiem mała kiedy mama przeniosła się na Syberię mając nadzieję na odszukanie ojca. Na darmo. Niedawno występowałam gościnnie na Syberii. W Krasnojarsku zatrzymałam się dłużej niż było to wcześniej ustalone. Byłam pewna, że gdzieś tam, w tych rejonach, powinni znajdować się zesłani krewni ojca. Nikt nie pojawił się. Teraz, tu, kiedy ja już nikogo nie oczekiwałam, przyszedłeś i przyniosłeś mi smutne pozdrowienie z mojego sierocego dzieciństwa. Mamy i inne fotografie z moim ojcem. A ty jesteś podobny do niego.
I nieśmiało przeprowadziła ręką po moim policzku.
© Настоящая книга является первой публикацией о происхождении Анны Герман, о судьбе её отца и других родственников по отцовской линии. Любое использование материала книги, полностью или частично, без разрешения правообладателя и редакции журнала «Сенатор» и ссылки на эту публикацию запрещается.